Adam Czyżewski Blog
Teksty o urbanistyce, architekturze, projektowaniu i … upływającym czasie
Villa Girasole
Opowieść o Villi Girasole dedykujemy tym, którym nie odpowiada naturalny bieg rzeczy i wolą go zastąpić porządkiem stworzonym przez człowieka. Może to dotyczyć nawet spraw tak niezmiennych jak bieg słońca.
Włoskie słowo girasole oznacza słonecznik. W połowie lat 30. nazwano nim jedną z najbardziej niezwykłych budowli, jakie kiedykolwiek powstały na Ziemi. Jej wierzchołek, górujący nad ścianą cyprysów, ukazuje się podróżnym zmierzającym do Werony przez szeroką dolinę Marcellise.
Tajemniczy obiekt wygląda jak latarnia morska, lecz wprawnym okiem można rozpoznać w nim samotny okręt płynący w stronę słońca. Ulubiona metafora wyznawców awangardowego funkcjonalizmu w architekturze lat dwudziestych jest elementem obcym i niepokojącym w tym włoskim krajobrazie.
Obracająca się budowla
W latach 1929 – 35 genueński inżynier, Angelo Invernizzi, zaprojektował i wybudował letnią willę w malowniczym Marcellise, miejscu swego urodzenia, by przemieszkiwać tam wraz z rodziną w porze winobrania i zbiorów czereśni. Dość błahy to pretekst do wznoszenia budowli o całkowitej wysokości równej 42, 35 metra, której górna, ruchoma część o kubaturze 5000 m. sześc. i wadze 1500 ton obraca się wokół własnej osi, wsparta na nieruchomej platformie o średnicy 44, 5 metra. Ta ogromna masa betonu i stali pokonuje swoją dzienną drogę w ciągi 9 godzin i 20 minut, posuwając się po zewnętrznym okręgu z szybkością 4 mm/sek. Trzy kręgi szyn wytyczają tor stalowym kołom sprzężonym po dwa w każdym z 15 elementów podwozia. Dwa z nich są napędzane elektrycznym silnikiem, który funkcjonuje bez zarzutu, tak jak wszystkie pozostałe elementy mechanizmu, już od ponad 50. lat.
Dom budowano wyłącznie w miesiącach letnich. Invernizzi zaprosił do współpracy wybitnych projektantów: architekta Ettore Fagioliego, dekoratora wnętrz Fausto Saccorettiego, inżyniera mechanika Ramolo Carapacchiego i artystę związanego z futuryzmem, Felixa de Cavero, który wykonał na posadzce hallu wejściowego mozaikę z godłem willi. Wielki ogród, zgodnie z miejscową tradycją, wysadzono cyprysami i angielskimi dębami. Znalazło się w nim miejsce na basen pływacki, korty tenisowe i kaplicę ozdobioną freskiem z Madonną i słonecznikiem. Architektura górnej, ruchomej części budowli reprezentuje typowy funkcjonalizm lat 20., natomiast w części dolnej z ogromnym tarasem na pierwszym piętrze dominuje styl novecento, monumentalny i wyraźnie nawiązujący do klasycyzmu.
Kult techniki
Historycy architektury od dawna zastanawiają się, dlaczego Invernizzi poświęcił swój talent takiemu przedsięwzięciu. Pod koniec lat 20., kiedy przystępował do budowy willi, cieszył się sławą znakomitego inżyniera. Ukończył właśnie pierwszy we Włoszech wielopiętrowy garaż z podjazdem w formie spirali. Trudno sobie nawet wyobrazić, czym była ta nudna dziś profesja w tamtej romantycznej epoce przełamywania kolejnych barier technicznych i technologicznych. Projekty poruszających się domów powstawały w pracowniach wielu architektów, łącznie ze słynnym Pierluigi Nervi (1934). Zazwyczaj jednak dotyczyły takich obiektów, jak klasy szkolne, warsztaty, teatry czy sanatoria. Bez perspektywy „uruchomienia” myśl, że „dom jest maszyną do mieszkania”, pozostałaby tylko martwą metaforą.
Kult siły
Stalowe koła przetaczające się po szynach, ściany połyskujące aluminiową blachą i obserwacyjna wieżyczka na szczycie przypominają również o tym, że budowla powstała w okresie szczytowego rozwoju inżynierii wojskowej. Ogromne systemy fortyfikacyjne, takie jak wznoszona wówczas Linia Maginota, wyposażone były w ruchome wieże artyleryjskie, które mogły tygodniami funkcjonować w całkowitym odcięciu dzięki doskonałym, w pełni autonomicznym instalacjom. Trudno przecenić wpływ brutalnych, mocnych form plastycznych tych niezwykłych konstrukcji na kształtującą się w latach 20. i 30. wrażliwość estetyczną współczesności. Budowla w Marcellise wzięła się z ducha tej epoki. Skoro tak, nie można pominąć również ideologii włoskiego faszyzmu i sprzymierzonego z nim futuryzmu. Tu jednak wkraczamy już w dziedzinę metafizyki.
Kult słońca
Wędrówka słońca po nieboskłonie, jej wpływ na standard higieniczny naszego życia, od dawna były przedmiotem fascynacji i wnikliwych badań urbanistów, higienistów i architektów. Włoski faszyzm przejął tę stosunkowo świeżą tradycję. Szukał jednocześnie nowej, niechrześcijańskiej wiary w odległych epokach kultury śródziemnomorskiej z jej domniemanym kultem solarnym. Dom zwrócony stale ku słońcu był elementem tego nowoczesnego, zaprogramowanego i nieco przerysowanego kultu siły fizycznej, młodości i radości. Zgodnie funkcjonowały w nim elementy racjonalne i irracjonalne.
Trudno też orzec, czy więcej było w nim pychy czy może uniżonej pokory wobec Słońca. Uwięzione w stałym układzie odniesienia przestało krążyć wokół domu. Wprawdzie ujawniły się w ten sposób rzeczywiste relacje międzyplanetarne, ale efekt iluminacyjny tego pomysłu był równie nudny, jak wszystkie pozostałe idee totalitarne. Pomijając już to, że architektura śródziemnomorska od wieków zmagała się z problemem nadmiernego nasłonecznienia, każdy miłośnik architektury wie, że nic tak nie ożywia kolorystyki i nie wzbogaca klimatu wnętrza, jak promienie słońca docierające do niego z różnych punktów na nieboskłonie.